Nasza praca (...) winna zmierzać do
rozbijania na drobne grupy od wewnątrz poszczególnych ugrupowań,
przeciwstawienia, kompromitowania przywódców, którzy szczególnie wrogo
występują przeciwko nam.
płk UB Józef Czaplicki
•••
W weekendowym wydaniu "Gazety" (27-29 października) ukazał się list p.
Ryszarda Kuśmierczyka z Windsoru poświęcony sprawie lustracji w kontekście
niedawnego zjazdu Kongresu Polonii Kandyjskiej w Calgary. Nie jest
tajemnicą, że w tajnym głosowaniu zdecydowano, że żadnej samo- , czy też
autolustracji nie będzie!
Stanowisko to jest nie tyle zastanawiające, co porażające w swej wymowie.
Najkrócej sprawę można skomentować w ten sposob, że ci, którzy są przeciwko
- mają coś na sumieniu, prawda? Człowiek, który nie splamił się współpracą z
tajną policją, który nie udzielał się w partii komunistycznej nie ma powodów
do obaw. I koniec dyskusji, tym bardziej że codziennie docierają do nas
wieści z kraju, z których wyłania się smutny obraz. Sieć agenturalna była
bardzo dobrze rozwinięta i chyba nie było środowiska, które nie byłoby
infiltrowane przez agentów.
Kiedy w 1992 r. rząd Jana Olszewskiego podjął próbę lustracji - został w
wyniku zamachu stanu obalony. Kiedy w 2006 r. ks. Isakiewicz-Zalewski złożył
do druku książkę, w której omawia postawę księży archidiecezji krakowskiej
(ujawnia w niej nazwiska kapłanów tajnych agentów) został decyzją kardynała
Dziwisza zmuszony do milczenia i zaniechania kontaktów z mediami.
Może warto zacytować chociaż krótki fragment wywiadu, jakiego udzielił ks.
Isakiewicz-Zalewski tygodnikowi "Najwyższy Czas": "Choćby najnowsza sytuacja
z usunięciem dwójki jezuitow z Kolegium Krakowskiego tylko za to, że
przeprowadzili ze mną wywiad. Dochodzi już do paranoi. Rozmowa, która
później była opublikowana na stronie internetowej www.tezeusz.pl okazała się
dla zakonu na tyle trudna, że usunięto karnie z Krakowa najpierw jednego z
jezuitów, wysyłając do Wrocławia, a wczoraj to samo stało się z ks.
Krzysztofem Madelem, jednym z najbardziej znanych księży krakowskich,
którego wysłano do Kłodzka (...) Na czym polega problem tego zakonu? W
czasie moich badań natrafiłem na dokumenty mówiące o tym, że trzech bardzo
znanych jezuitów - dwóch prowincjałów i profesor uznawany za »szarą
eminecję« zakonu - było współpracownikami Służby Bezpieczeństwa. Była to
współpraca długoletnia, bardzo szkodliwa dla zakonu i wiele fragmentów jego
powojennej historii trzeba by pisać od nowa (... ) Końcówka (pisania książki
- przyp.W.L.W.) była bardzo ciężka, bo były przede wszystkim naciski na to,
żeby nie podawać nazwisk księży biskupów, którzy mieli kontakty z SB, albo z
SB wprost współpracowali (...) Jest to chwyt, który jest mi bardzo przykro
komentować. Roboczy tytuł mojej książki to "Księża wobec SB", komisja
(działająca w archidiecezji krakowskiej - przyp. W.L.W.) wydaje "SB wobec
księży". Nie chcę tu mówić o kradzieży, ale jest to transformacja mojego
tytułu. Cel tej publikacji jest wg mnie jednoznaczny - uprzedzenie mojej
publikacji wydawnictwem o podobnym tytule. (...) Z całą odpowiedzialnością
mówię, że poinformowałem o tym władze kościelne (że w zespole duchownych
zajmujących się procesem beatyfikacyjnym Jana Pawła II znajduje się agent SB
- przyp. W.L.W.) kilka miesięcy wcześniej o jakiego ojca chodzi. Sytuacja
była o tyle dramatyczna, że zwracały się do mnie osoby, które również
wiedziały o jakiego duchownego chodzi. Wyrażały oburzenie, że do procesu
beatyfikacyjnego wprowadzono taką osobę. W tej sprawie jest podwójne dno.
Ten duchowny miał kontakty z SB przez długi czas (14 lat) (...) Dla mnie ta
komisja (działająca w Lublinie - przyp.W.L.W.) nie jest wiarygodna. Jest
odgórnie inspirowana przez abpa Życińskiego, który jest zapiekłym
przeciwnikiem lustracji i wielokrotnie pokazał, że tej lustracji nie chce.
Znam zresztą powody dlaczego nie chce.
Dotyczą przede wszystkim środowiska KUL. Musiano by powiedzieć prawdę, jak
wyglądała inwigilacja na tej uczelni. Nie zmienia to pozytywnego odbioru KUL
i jego historii, tak jak i zakonu jezuitów. Ale dochodzimy do tego, że
wyrastają nam »święte krowy« (...)
Nawet ci, którym nie podobają się pewne sposoby lustrowania mówią, że nie
można jej nie przeprowadzić. Cieszy mnie ta dyskusja nad sposobami
lustracji. Rzadko natomiast spotykam się ze stwierdzeniami, że powinno się
lustracji zaniechać. To na dole, bo na górze jest jednak straszny podział,
który może rzutować w najbliższych latach w ogóle na funkcjonowanie Kościoła
(...) Tajni współpracownicy nie zostali odsunięci od pewnych funkcji w
Kościele. Są mocno zakorzenieni a wyrywanie tego teraz jest ciężkie. Po
drugie: wśród księży biskupów też są TW. Na 120 osób w episkopacie są to
pojedyncze osoby, ale mają czasami pewne wpływy".
Jak widzimy lustracja ma wielu przeciwników "na górze", ale nie da się już
jej uniknąć chociażby z tego względu, że dokumenty są w Instytucie Pamięci
Narodowej i zajmuje się nimi wielu badaczy. Trochę ta sytuacja przypomina
głośne skandale, o których starano się nie mówić, zamiatać je pod
przysłowiowy dywan, ale kiedy sprawa stała się głośna Kościół zapłacił
bardzo wysoką cenę. I nie mam w tym przypadku na myśli pieniędzy.
Jak się to wszystko zaczęło?
Po zakończeniu II wojny światowej, kiedy Polska znalazła się, niestety, pod
komunistycznym jarzmem, wobec przeciwników politycznych stosowano metody
sprawdzone w Związku Sowieckim. Zresztą była to sprawa umowna, kto jest
przeciwnikiem politycznym, komuniści bowiem zmieniali zdanie bardzo często,
jak chociażby w przypadku oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie,
których najpierw przyjmowano z honorami, aby trochę później stawiać przed
sądami i skazywać na kary śmierci.
Przez pierwsze lata powojenne starano się ściągać do kraju jak najszerszą
falę tych, którzy z takich czy innych powodów znaleźli się na Zachodzie;
najczęściej byli to ludzie wywiezieni do obozów, na roboty, byli żołnierze.
Od samego początku nie miano wobec nich uczciwych zamiarów, chociaż
oficjalnie propaganda starała się ludziom wmawiać co innego. W Ministerstwie
Bezpieczeństwa Publicznego opracowano i skierowano do realizacji dokument
"Rozpracowanie obiektowe repatriantów. Mały plan". Jak pisze Janusz Wróbel z
OBEP IPN Łódź: Przewidywał on objęcie działaniami bezpieki całej ponad
dwumilionowej zbiorowości Polaków, którzy po wojnie wrócili z Zachodu.
Uznano ich w całości za niebezpiecznych dla władzy, podatnych na wrogą
propagandę mocarstw zachodnich i "powiązanych tysiącami nici z polskimi
ośrodkami reakcyjnymi za granicą". Efektem "rozpracowania" miały być nie
tylko represje wobec repatriantów, którzy czynnie występowali przeciwko
władzom komunistycznym; od początku przewidywano usuwanie ich z
eksponowanych stanowisk w gospodarce, administracji i w wojsku, nawet
wówczas, gdy nie było co do ich pracy i postawy żadnych zastrzeżeń. Przez
instytucje i przedsiębiorstwa przetoczyła się fala "czystek", które objęły
tysiące ludzi.
W ponurej atmosferze ukształtowanej przez represje bezpieki wobec ludzi,
których jedynym grzechem było to, że przebywali w latach wojny na Zachodzie,
repatriacja praktycznie zamarła.
Władze komunistyczne nie zapomniały też o Polakach, którzy pozostali na
Zachodzie, a których traktowano jak wroga; przeciwko którym podjęto szeroko
zakrojone działania trwające oficjalnie do upadku PRL. A później? Czy
wprowadzeni w szeregi Polonii agenci uderzyli się w piersi, wyrzekli
wrogiej, rozbijackiej działalności?
Pierwsze akcje tajnych służb wymierzone były w osoby najważniejsze na
emigracji, starano się sprowadzać do Polski pisarzy, uczonych. I trzeba
przyznać, że w części akcje te zakończyły się powodzeniem, wrócił prof.
Infeld z Kanady, wrócili Wańkowicz i Mackiewicz (Stanisław), wrócił premier
Rządu RP na Uchodźtwie, Hugon Hanke - notabene jednocześnie agent
bezpieki... S.Maćkiewicz też był prowadzony przez agentów tajnych służb,
miał na ich zlecenie napisać wiele artykułów bijących w emigrację.
Już na początku lat 50. komuniści zaczęli prowadzić działania agenturalne
wśród Polonii, na jaką skalę, świadczyć może wypowiedź wiceministra UB,
Mieczysława Moczara: "...polska służba wywiadowcza posiada o wiele szerszą
bazę do pracy wywiadowczej od innych krajów naszego obozu". I dalej
postulował: "...skuteczniejsze penetrowanie obiektów wroga w celu
ujawniania, demaskowania i paraliżowania wrogich zamierzeń przeciwko Polsce
i krajom obozu socjalizmu. Sławomir Cenckiewicz na łamach "Nowego Państwa"
pisał m.in.: "To właśnie po Październiku '56 gwałtownie zwiększyła się
aktywność agenturalna środowisk uchodźczych. Po 1956 roku niemal wszyscy
liderzy emigracyjni, większość stronnictw politycznych, organizacji
społeczno-kulturalnych i czasopism zostali poddani "ochronie operacyjnej" ze
strony wywiadu PRL (...) Spośród ponad setki obiektów operacyjnych na
Zachodzie, które znalazły się w kręgu zainteresowania wywiadu PRL, Moczar
wyliczył aż 29 instytucji polskiego życia społeczno-politycznego na
uchodźstwie.
Lista polityków emigracyjnych, których po 1956 roku rozpracowywano i
inwigilowano, wydaje się nie mieć końca (...)
Taka sytuacja trwała do końca Polski Ludowej. Zmieniał się tylko historyczny
kontekst otaczający działania bezpieki. W latach osiemdziesiątych doszło
kolejne wyzwanie - rozpracowanie zagranicznych agend »Solidarności« i
kanałów łączności z podziemiem w kraju. I znów okazało się przydatne
doświadczenie i sukcesy z lat czterdziestych i pięćdziesiątych, do których
tak chętnie odwoływali się szefowie bezpieki, z Czesławem Kiszczakiem i
Władysławem Pożogą na czele". W roku 1955 na przykład powołano do życia
Towarzystwo Łączności z Polonią Zagraniczną "Polonia", które było przykrywką
do działań przeciwko... Polonii! Piękne słowa, sentyment do starego kraju, a
tak naprawdę brudna robota.
Wołanie ze wszystkich stron świata
R. Kuśmierczyk w swoim apelu o autolustrację działaczy KPK nie jest
osamotniony, dodajmy, że wołanie o lustrację Polonii dobiega ze wszystkich
stron świata. Zastanawiające jest zatem stanowisko - niby to - naszych
reprezentantów; celowo użyłem zwrotu "niby", no bo jak można ufać komuś, kto
się boi własnego cienia? A może przykład przyjdzie z USA, gdzie władze
Kongresu Polonii Amerykańskiej podchodzą do tego zagadnienia inaczej
(oczywiście nie znam ostatnich decyzji w chwili gdy piszę ten tekst, ale mam
nadzieję, że nic się nie zmieniło).
Piotr Batorowicz pisze: "Leży mi głęboko na sercu tzw. oczyszczenie Kongresu
Polonii Amerykańskiej i stąd propozycja, aby obecni na tym posiedzeniu Rady
Dyrektorów przedstawiciele stanowych organizacji KPA oraz wszyscy działający
w prestiżowych organizacjach polonijnych dobrowolnie poddali się
»samolustracji« - powiedział nam w czwartek, 11 maja, wiceprezes KPA do
spraw polskich, Ludwik Wnekowicz, uczestniczący w dwudniowym posiedzeniu
Rady Dyrektorów KPA w Chicago. - Chodzi o to, aby wszyscy oni wypełnili
wnioski do Instytutu Pamięci Narodowej w Polsce o przyznanie im »statusu
pokrzywdzonego«. Tylko wówczas da nam to możliwość dalszego konstruktywnego
działania".
Natomiast Anatol Mięta podchodzi do tego zagadnienia znacznie ostrzej: "Ci,
którzy mącili przez lata nie mają bowiem miejsca w USA, złodziei i oszustów
(takich nie brakuje w polonijnych bagienkach) czekać powinny cele w
amerykańskich i polskich więzieniach.
FBI i Homeland Security nie będzie patyczkować się z agentami - wiadomo, że
przedstawiciele tych służb tylko czekają na dokumenty. Szczególnie teraz,
gdy przyszłość USA jest zagrożona ze strony wszelakiego rodzaju terrorystów
i mafiozów. Ujawnienie agenta lub osoby, która skłamała na wniosku o
paszport grozi jej natychmiastową deportacją i utratą mienia! Co więcej,
może on zostać oskarżony o działalność szpiegowską, jak wiadomo tego typu
przestępstwa nie ulegają przedawnieniu. Sami widzimy jak poważny jest to
problem - dlaczego polonijna prasa milczy? Czyżby liczono na to, że sprawa
przycichnie? (...)
Można też samemu spróbować zidentyfikować agentów. Pierwszym sposobem jest
analiza zachowań. Przewijają się w Polonii nazwiska osób, które działają w
wielu organizacjach, są członkami rad dyrektorów - nie, nie ci co dokładają
z własnej kiesy, raczej ci, którzy korzystają na tego typu działalności.
Także osoby, które prowadzą działalność destrukcyjną polegającą na
przejmowaniu mienia, kontroli nad dobrze do tej pory działającymi
organizacjami bądź instytucjami, są one najprawdopodobniej agentami i to
niekoniecznie PRL czy ZSRS - mogą służyć również innym, niż wolnej Polsce i
Polonii, państwom (...) nie powinniśmy poddać się paranoi szukania agentów -
wiele osób, które wyjechały za granicę zrobiło to po podpisaniu jakiegoś
papierka. Ale można mieć pewność, że nikt nie będzie się czepiał pana Zenka
w zakładzie samochodowym, czy pani Ali w sklepie z ciastkami. Ci tylko
budują Polonię i jej przyszłość, ale Józek w telewizji, czy Romek w gazecie
doprowadza do tego, że Polonia jest nękana przez afery, a żeruje na niej
banda złodziei i oszustów. Czas z tym skończyć raz na zawsze".
W maju 2006 roku zarząd Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych z siedzibą w
Londynie, wydał oświadczenie, w którym czytamy: "Oświadczenie. Polonii, tak
jak i Polsce, potrzebna jest lustracja, która nie będzie wykorzystywana do
celów politycznych. Należy sprawiedliwie osądzić tych, którzy zasługują na
karę za to, że działali przeciwko naszej wspólnej ojczyźnie!
Taka lustracja przydałaby się bardzo wielu politykom, wojskowym, najwyższym
urzędnikom, prezesom organizacji społecznych, przywódcom polonijnym -
wszystkim, którzy pełnią funkcję wymagającą zaufania publicznego (...)
Zwracamy się do polskich parlamentarzystów, aby podczas nowelizacji ustawy
lustracyjnej uwzględnili wnioski środowisk polonijnych i stworzyli warunki
ku temu, aby prawda została wreszcie ujawniona".
Na terenie Ameryki Łacińskiej Polonia skupiona jest w Unii Stowarzyszeń i
Organizacji Polskich, oto fragment jej stanowiska: "Lustracja i oczyszczenie
Polonii z postkomunistycznej agentury stało się dzisiaj koniecznością i
stanowi »być albo nie być« dla przyszłości Polonii, gdyż sytuacja, jaka
wytworzyła się po roku 1989 pośród organizacji polonijnych jest bardzo
poważna, a wręcz groźna dla dalszej ich egzystencji.
W ostatnich latach pojawił się w środowiskach polonijnych, szczególnie tych
w USA i Kanadzie ogromny kapitał transferowany z Polski przez struktury
powiązanych z peerelowskimi obecnych służb specjalnych. Kapitał ten
następnie inwestowany jest przez agentów tychże służb, którzy w ten sposób
wnikają w struktury organizacji polonijnych i zaczynają funkcjonować w
organizacjach jako »zacni« i szanowani członkowie, a nierzadko zajmują
miejsce w najwyższych władzach tychże organizacji. Ludzie ci pojawiają się
»znikąd« i bardzo szybko robią interesy na dużą skalę, podporządkowując
sobie coraz większe kręgi polskiej emigracji.
Działają oni jako łącznicy opanowanych przez postkomunę służb specjalnych na
osi kraj inwestowania - Polska, budując w ten sposób sieć współzależności.
Jest to zjawisko bardzo groźne, gdyż wystarczy kilka lat, aby ta ośmiornica
zamieniła tradycyjne patriotyczne organizacje na mafijne jaczejki
postkomuny.
Niestety bardzo często w tej antypolskiej działalności biorą udział polskie
ambasady i konsulaty obsadzone w przytłaczającej większości ludźmi ze
starego układu, którzy wspierają, a często wręcz nadzorują tworzenie sieci,
zaś zakładane przy placówkach dyplomatycznych stowarzyszenia tzw.
»kulturalne« mają za zadanie niwelowanie działalności tradycyjnych
organizacji polonijnych i następnie przejmowanie ich roli.
W tej sytuacji potrzebna jest jak najszybsza lustracja organizacji
polonijnych i środowisk, nie może być ona jednakże prowadzona z Polski, lecz
musi inicjatywa wyjść od samej Polonii.
Organizacje polonijne powinny powołać komitety złożone z ludzi o
nieposzlakowanej opinii".
Dlaczego nasi rodacy z Ameryki Łacińskiej wspominają, że lustracji nie można
przeprowadzić z Polski? Otóż wiosną tego roku zawiązała się w Krakowie Grupa
Inicjatywna "Polonia bez agentów", która postawiła sobie za cel wspieranie
działań Ruchu Rodaków i akcji "Lustracja Polonii". Działania w kraju, moim
zdaniem, są bardzo ważne, nacisk na posłów może spowodować, że uchwalane
prawa, ustawy będą brać pod uwagę również interes Polonii. Po prostu pewnych
spraw nie można załatwić z oddali.
30 września 2006 roku Marek Lubiński, rzecznik prasowy USOPAL, opisał
sytuację w Związku Polaków w Argentynie. Co ciekawe mniej więcej w tym samym
czasie doszło do walk o przejęcie Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Nie
oceniam, tylko wskazuję na pewną zbieżność wydarzeń.
Ale oddajmy głos rzecznikowi Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w
Ameryce Łacińskiej: "Mija prawie półtora roku od czasu, kiedy to w Związku
Polaków w Argentynie, uprzednio podstępnie przejętym przez agenturalną grupę
skupioną wokół działającego z inspiracji postkomunistów małżeństwa
Szybiszów, odbyły się tzw. »wybory«, w których jedynym kandydatem na
stanowisko prezesa tej polonijnej organizacji był nikt inny, jak właśnie pan
Szybisz, urodzony w Izraelu, obecnie zaś mieszkający w Buenos Aires.
Wszystko odbyło się więc według schematu już klasycznego, bo stosowanego
wszędzie tam na świecie, gdzie istnieją tradycyjne i patriotyczne
organizacje polonijne, które żydokomuna rozbija i niszczy, uprzednio
wprowadzając do nich swoich kolaborantów i, co zresztą było do przewidzenia
i o czym uprzedzaliśmy, w konsekwencji tych antypolskich działań Związek
Polaków w Argentynie poddany został całkowitej inwigilacji
postkomunistycznej agentury zainstalowanej w Konsulacie RP w Buenos Aires".
W kwietniu br. powołana została do życia Australijska Grupa Lustracyjna,
która zwróciła się z listem otwartym do Sejmu: "Konieczna lustracja
Polonii". Czytamy w nim m.in.: "Dodatkowym problemem jest sprawa polskich
placówek dyplomatycznych działających w Australii i na całym świecie.
Polityczna przeszłość i kwalifikacje personelu placówek nadal nie są jawne,
zaś ich powiązania ze służbami specjalnymi i powiązania rodzinne są tematami
polonijnych plotek.
Takie zachowanie, jak na przykład pominięcie w swoim podsumowaniu wydarzeń
roku 2005 przez ambasadora Więcława, i nieumieszczenie na stronie
internetowej ambasady RP tak ważnego w życiu polonijnym wydarzenia jak
otwarcie w melbourneńskim parlamencie z okazji 25-lecia Solidarności wystawy
"Poland's Way to Freedom", czy niezaproszenie byłych działaczy Solidarności
do współpracy przy organizowaniu obchodów tej rocznicy w Sydney, nie
przysparzają tym placówkom zaufania. Kolejną bolesną sprawa dla Polonii jest
niejawny i niezgodny ze społecznym odczuciem sprawiedliwości tryb
przyznawania odznaczeń państwowych RP polonijnym działaczom, szczególnie
przyznawanie ich tym, którzy podejrzani byli i są nadal o donosicielstwo i
współpracę ze służbami specjalnymi w Polsce (...)
Podziały i konflikty w środowisku polonijnym nasiliły się szczególnie po
opublikowaniu katalogu nazwisk funkcjonariuszy, współpracowników, kandydatów
na współpracownikow organów bezpieczeństwa państwa oraz innych osób (tzw.
listy Wildsteina). Na liście tej można odnaleźć zarówno nazwiska wielu
działaczy Solidarności, jak i polonijnych duszpasterzy, działaczy
społecznych, dziennikarzy prasy i radia oraz wielu prominentnych ludzi
biznesu i ośrodków opiniotwórczych (...).
Zabiegamy więc o pomoc w naszych dążeniach do poszerzenia Ustawy
Lustracyjnej i objęcie tą ustawą środowisk polonijnych oraz stworzenie
prawnych warunków do ujawnienia nazwisk tajnych współpracowników i agentów,
którzy wyjechali z Polski i osiedlili się poza jej granicami".
System "Polonia"
Kiedy przed laty zapytałem konsula Andrzeja Brzozowskiego o system "Polonia"
(akurat było głośno na ten temat), odpowiedział mi, że właściwie nie ma w
nic szczególnego, ot nazwiska ludzi, którzy są aktywni w Polonii, nic
więcej, nic złego. Kiedy zapytałem, czy wobec tego mógłbym rzucić okiem na
te kartki, odpowiedział, że nie, ponieważ w Toronto niczego takiego nie ma.
Oczywiście konsul mnie zbył, tym niemniej system taki istniał i byłoby
dobrze, aby się nim zajęli specjaliści. Co ciekawe od lat panuje zmowa
milczenia na ten temat... Zmieniają się rządy, a o teczkach "Polonii" nic
nie wiemy...
Tymczasem już w roku 1992 działacze Polskiej Partii Socjalistycznej na
emigracji zwracali uwagę Sejmu i sejmowej Komisji ds. Łączności z Polakami
za Granicą na fakt istnienia takiego systemu i apelowali o zabezpieczenie
teczek. Zwracali się też do posła Leszka Moczulskiego, który stał na czele
komisji, ale nie otrzymali odpowiedzi. Zatwierdzony na łamach "Życia
Warszawy" do druku w 1994 r. wywiad na ten temat został w ostatniej chwili
zdjęty...
Jacek Kowalski podkreśla, że "System "Polonia" to nic innego jak fakt
inwigilacji polskiej emigracji politycznej, prowadzonej przez służby
specjalne PRL. Powstała w ten sposób dokumentacja stanowi dzisiaj jedyny
chyba nienaruszony zbiór archiwalny obrazujący walkę systemu totalitarnego z
polską emigracją polityczną.
(...) Emigracyjnych teczek nie obawiają się organizacje i działacze stojący
przez dziesięciolecia na gruncie niepodległościowym. Dlatego nie wolno też
powtarzać błędów pierwszego solidarnościowego rządu, stawiającego "grubą
krechę" pod przeszłością. Dokumenty te, o ile one jeszcze istnieją, należy
odpowiednio zabezpieczyć, by mogły służyć odtworzeniu prawdy o metodach
walki reżimu komunistycznego z polską emigracją polityczną. Akcja mająca na
celu uratowanie od zniszczenia i ujawnienie dokumentacji i kart
informacyjnych systemu »Polonia« powinna zataczać wśród Polaków na emigracji
jak największy krąg".
Jako ciekawostkę podam, że w Internecie znalazłem informację podaną przez
"Archiwistę", że wszystkie akta systemu "Polonia" znajdują się w Instytucie
Pamięci Narodowej: "Jedyne akta, które zachowały się w 100 procentach. W
tych aktach znajduje się 100.000 teczek agentów i ich T.W. rozsianych po
wszystkich krajach osiedlenia polskiej emigracji".
Czy kiedykolwiek dotrzemy do tych materiałów? Kto wie, kto wie...
podejrzewam, że byłaby to bomba w każdym środowisku polonijnym. Z drugiej
strony wystarczy porozmawiać z osobami, które od lat obserwują życie
polonijne (nie zawsze uczestnicząc w życiu organizacji), aby przekonać się,
że i bez ujawniania teczek istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo celnego
wskazania agentów. W Windsorze np. opowiedziano mi historię, jak po
ogłoszeniu stanu wojennego - wbrew zakazowi - zjawił się w naszym mieście
konsul z Toronto. W jakim celu odwiedził jednego z działaczy? Co zabrał z
jego domu? Niech mi nikt nie mówi, że był to przypadek.
I co z tego, że niemal każdy o tym wie, człowiek nadal się udziela, jest
wybierany do władz organizacji i zapewne tak już zostanie.
Jak na ironię wpadła mi w ręce mała ulotka - zapowiedź, którą warto
zacytować w całości, wiąże się bowiem z sytuacją w KPK:
"Lustracja Kongresu Polonii Amerykańskiej. Przykład do naśladowania.
Oto pierwszy program telewizyjny, na który Polonia czekała od dawna. W
programie usłyszą Państwo wypowiedzi nowego prezesa Instytutu Pamięci
Narodowej dr hab. Janusza Kurtyki, dr Sławomira Cenckiewicza (koordynatora
IPN projektu naukowego »Aparat bezpieczeństwa PRL wobec Polonii i
emigracji«), przedstawicieli KPA, przedstawiciela Polonii australijskiej -
Mirosława Rymara, oraz innych osób.
Uczestnicy programu wypowiadają się na jeden zasadniczy temat: Jak oczyścić
szeregi Polonii z byłych (a może i obecnych) współpracowników służb
specjalnych i dlaczego jest to konieczne?
Warto zauważyć, że w programie nie mówi się nic o Kongresie Polonii
Kanadyjskiej, co nie powinno nikogo dziwić, jako że do niedawna wiele osób
piastujących wysokie stanowiska we władzach KPK publicznie popierało byłych
działaczy PZPR, SdRP, SLD oraz ich współpracowników. Miejmy nadzieję, że po
najbliższym zjeździe KPK, w październiku tego roku, skład personalny władz
KPK zostanie oczyszczony z tego typu osób.
Miejmy nadzieję - i róbmy wszystko - aby inicjatywa KPA była wzorem dla
Kongresu Polonii Kanadyjskiej, i została poparta przez ZG KPK oraz zarządy
regionalne".
Nadzieja jest matką..., prawda?
Na przykład Krzysztof Wyszkowski
Apele o lustrację Polonii nie są nowe, nie ograniczają się do środowisk
polonijnych, oto na przykład w roku 1998 na łamach "Gazety Polskiej"
współzałożyciel Wolnych Związków Zawodowych na Wybrzeżu, Krzysztof
Wyszkowski, opublikował artykuł pt. "Słabość Polonii, siła agentury". Opinie
autora nie straciły aktualności, warto zapoznać się z garścią uwag autora:
"Przez 50 lat panowania w Polsce komunizmu, władze państwowe wszystkimi
środkami walczyły z Polonią. Patriotyczne i niepodległościowe nastawienie
naszych rodaków w Ameryce było poważnym utrudnieniem dla prowadzenia przez
władze PRL antypolskiej działalności i propagandy w Stanach Zjednoczonych.
Do walki z Polonią władze państwowe używały wszystkich instytucji
państwowych i prywatnych, pośredniczących w kontaktach między krajem i
zagranicą. Funkcjonariusze i agenci wszystkich formacji policji politycznej
przez kilkadziesiat lat pracowali nad przejęciem kontroli nad wewnętrznym
życiem Polonii i jej kontaktami z krajem.
Trzeba ze smutkiem przyznać, że ten wysiłek zasadniczo się komunistom
opłacił. Zastępy zdrajców, konfidentów i prowokatorów przybywały do Stanów
Zjednoczonych z zadaniem bezwzględnego niszczenia wszystkiego co
autentycznie patriotyczne i zainteresowane polskim życiem narodowym.
Główny wysiłek peerelowskiej dyplomacji, przedstawicielstw handlowych,
bankowych, kulturalnych czy sportowych skierowany był na pozyskiwanie
agentury komunistycznej dla zablokowania pozytywnego wysiłku Polonii ma
rzecz zniewolonego kraju (...)
Po likwidacji Służby Bezpieczeństwa, czyli przemianowaniu starych
funkcjonariuszy i współpracowników na kadrę i agenturę Urzędu Ochrony
Państwa - akta Polonii amerykańskiej podobno zniszczono. Miało to rzekomo
służyć pojednaniu i stworzeniu warunków do partnerskiej i równoprawnej
współpracy. W istocie była to tylko niezbyt wyrafinowana manipulacja. W
całkowite zniszczenie archiwum Polonii wierzą tylko propagandyści "grubej
kreski" (...)
"Główni prowokatorzy i dywersanci funkcjonujący wśród Polonii powinni zostać
po prostu wskazani odpowiednim instytucjom polonijnym, a najlepiej całej
zainteresowanej publiczności. W stosunku do masy drobniejszych kolaborantów
wystarczy samo pozbawienie ich specjalnych stosunków z przedstawicielami RP,
by odsunąć ich od szkodliwego wpływu".
Wspominałem wcześniej, że kolaborantami byli prominentni działacze
emigracyjni, w tym były premier Rządu RP na Uchodźstwie. Okazuje się, że
właściwie niewiele się zmieniło, trzeba tylko wiedzieć, które drzwi
otworzyć, a właściwie po którą teczkę sięgnąć. Dr Cenckiewicz, którego
nazwisko pojawiało się już kilka razy, w czasie wizyty w USA doprowadził do
ujawnienia agenturalnej przeszłości Jerzego Prusa. Kim jest J.Prus? W Polsce
działał w opozycji, do Stanów przybył w 1986 r., był dyrektorem Instytu
Pilsudskiego, w wydziale stanowym KPA w New Jersey był w zarządzie. Jak
pisze dr Tadeusz Witkowski (ten sam, ktory dotarł do teczki ks. Michala
Czajkowskiego): "Jerzy Prus twierdzi, że do faktycznej współpracy nigdy nie
doszło, ale z dokumentów, do których dotarł Slawomir Cenckiewicz, wynika
podobno coś innego i nie widzę powodów, dla których miałbym podważać
kwalifikacje historyków IPN".
I tak się dzieje za każdym razem, kiedy czyjaś teczka wypływa na
powierzchnię. Oby jak najszybciej wypłynęły teczki tych, którzy działali na
szkodę Polonii. Przekonany jestem, że to tylko kwestia czasu, a jak już
sobie poradzimy z tym problemem - trudno przewidywać, ponieważ, jak już
wspomniałem, w niemal każdym środowisku są ludzie, co do których istnieje
pewność, że poszli na współpracę z komunistami. I co z tego wynika? Być może
jest to nasze chrześcijańskie miłosierdzie i głęboko wpojona potrzeba
przebaczania nawet łotrom. Tyle tylko, że łotr zazwyczaj nie przyznaje się
do winy, a część ludzi uważa, że lepiej takiemu zejść z drogi. I koło się
zamyka. Jeżeli zostaną ujawnione nazwiska, otwarte teczki, czy będziemy
umieć uporać się z tym problemem? Przytoczony przykład J. Prusa wyraźnie
pokazuje, że wbrew zawartości teczki idzie w zaparte i utrzymuje, że został
skrzywdzony, że nic złego nie zrobił, nikogo nie skrzywdził; wręcz
przeciwnie, to on jest ofiarą...
Na zakończenie zacytujmy raz jeszcze dr. Witkowskiego: "Przeciwnicy
lustracji nie lubią mówić o indywidualnej odpowiedzialności. Winą za zło
obarczają najchętniej system komunistyczny. Człowiek jest w ich rozumieniu
przede wszystkim dzieckiem epoki; jeśli czyni coś złego, dzieje się tak
dlatego, że sam staje się ofiarą systemu (...) Według Jerzego Prusa akta
bezpieki są co najwyżej »wiarygodnym świadectwem upodlania ludzi, ale o tym
co było wielkiego i szlachetnego - nic nie powiedzą«. I tu właśnie penitent
myli się raz jeszcze. Akta te świadczą również o tym, co jest w człowieku
wielkie i szlachetne. Tyle że świadczą nie wprost. Żeby to dostrzec, trzeba
rozumieć ich język. W końcu nie wszyscy dawali się zwerbować. Zanim bezpieka
zaproponowała komuś współpracę, starannie go "opracowywała". Nie każdy
nadawał się do tej roli, wybierano tylko spośród osób o odpowiednich
predyspozycjach".
Kiedy na początku lat '90 zaczęto w Polsce mówić o lustracji, zwolenników
odsądzano od czci i wiary, a słowo "oszołom" było jednym z łagodniejszych
określeń. Przyszła noblistka, Wisława Szymborska, popełniła na łamach
"Gazety Wyborczej" wiersz atakujący zwolenników lustracji, pisany w jej
niezapomnianym stylu lat '50, w których to wysławiała Stalina i całą
zbrodniczą komandę.
Podobnie jest dzisiaj na naszym podwórku, wystarczy prześledzić to, co
wypisują ludzie na różnych Wirtualnych Poloniach itp., aby popaść w
zwątpienie, aby zrozumieć jak wielu jest przeciwników lustracji i jak,
niestety, jest niski poziom większości wypowiedzi.
© Copyright 2003 by GAZETA Inc.
Opublikowane w Internecie za wiedzą i pozwoleniem wydawcy "Gazety"