Koniec ataków na Kobylańskiego

       

       

Odmową wszczęcia śledztwa zakończyło się postępowanie sprawdzające warszawskiego oddziału IPN w sprawie rzekomego wydania Niemcom małżeństwa Żydów podczas okupacji przez Jana Kobylańskiego, prezesa Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej. Instytut nie znalazł żadnych dowodów, które miałyby potwierdzić wytoczone w marcu 2005 r., jeszcze za prezesury Leona Kieresa, domniemane zarzuty wobec tego zasłużonego działacza polonijnego. Sformułowane bez pokrycia oskarżenia wpisały się w medialną nagonkę na Kobylańskiego, w której celowała zwłaszcza "Gazeta Wyborcza". Atak na prezesa USOPAŁ stał się dla wielu mediów także pretekstem do kolejnej nagonki na Radio Maryja.

Odmowa wszczęcia śledztwa to efekt tego, że nie znaleziono żadnych dowodów potwierdzających zarzuty o rzekomym wydaniu przez niego w okresie okupacji małżeństwa Żydów w ręce Niemców. - W toku postępowania nie zdołano potwierdzić, żeby były konsul honorowy RP Jan Kobylański był tą samą osobą, która jako Janusz Kobylański była podejrzana w latach 40. - wyjaśniał Paweł Karolak, naczelnik pionu śledczego oddziału IPN w Warszawie.

Naczelnik podkreślił, że w związku z tą sprawą sprawdzono zarówno archiwa krajowe, jak i zagraniczne.

U podstaw odmowy wszczęcia śledztwa legły także formalne przesłanki, tj. zasada mówiąca o tym, że nie można prowadzić śledztwa wobec tych samych osób w związku z tym samym czynem, oraz amnestia z 1956 roku.

Atak IPN na prezesa Kobylańskiego rozpoczął się w marcu 2005 r. za prezesury Leona Kieresa. Wówczas to szef pionu śledczego Instytutu Witold Kulesza poinformował publicznie, że IPN posiada akta mające wskazywać na rzekomą współpracę działacza polonijnego z Niemcami. Świadczyć miały o tym relacje dwóch świadków mówiące o tym, że niejaki Janusz Kobylański (Kulesza mówił, że miał to być prezes USOPAŁ) oferował wyrobienie aryjskich dokumentów żydowskiej rodzinie, którą później zadenuncjował Niemcom. Już wówczas wiadomo było, że jedna z osób swoje zeznania, złożone ponad pół wieku temu, oparła na relacjach kogoś innego, a nie na zdarzeniu, którego była świadkiem. Sam Kobylański kategorycznie zaprzeczył tym zarzutom, stwierdzając w swym oświadczeniu, że są to informacje nieprawdziwe, które mają go skompromitować. Prezes USOPAŁ stwierdził, że media, "nie mając żadnych dowodów, wydały wyrok na moją osobę, zanim udowodniono mi te pomówienia i zanim wyrok wydał prawowity sąd".

"Rewelacje" podane przez IPN spotęgowały medialną nagonkę, która trwała już wcześniej. Mieliśmy wręcz do czynienia z medialnym linczem na prezesie, o czym mogą świadczyć słowa wypowiadane przez dziennikarzy i polityków. Monika Olejnik nazwała go "haniebną postacią", a Jan Rokita stwierdził, że jest on "nikczemnikiem". Na łamach "Rzeczpospolitej", "Gazety Wyborczej" i w Wiadomościach TVP pojawiały się epitety: "szmalcownik", "szpieg sowiecki". Eseldowski minister sprawiedliwości Andrzej Kalwas sugerował wręcz ekstradycję działacza z Urugwaju.

Głosy broniące tego gorącego patrioty tonęły w powodzi wrogiej medialnej wrzawy. Eurodeputowany Zdzisław Podkański stwierdził rok temu, że "Jan Kobylański wykazuje bardzo silną narodowo-patriotyczną postawę i gotów jest świadczyć dla Polski i prawdy. Upowszechnianie informacji o jego szczególnej zawziętości, nienawiści czy antysemityzmie w moim przekonaniu jest całkowitym nieporozumieniem". "Jan Kobylański nadepnął antypolskim kręgom na odcisk, dlatego że jednoznacznie, tak jak i Edward Moskal, opowiedział się za prawdziwą Polską i dla niego Rzeczpospolita jest naprawdę najważniejsza" - mówił, także w tym okresie, Zbigniew Sulatycki, polityczny przedstawiciel USOPAŁ w Polsce. Wreszcie w kwietniu 2006 r., na forum sejmowym, Kulesza przyznał, że Instytut nie znalazł dowodów, które miałyby świadczyć o winie Kobylańskiego.

Atak na prezesa USOPAŁ stał się dla wielu mediów pretekstem do kolejnej nagonki na Radio Maryja, że jest finansowo wspierane "przez zbrodniarza wojennego". Doktor habilitowany Krystyna Czuba, profesor UKSW, w kwietniu 2005 r. powiedziała wręcz, że sprawa działacza polonijnego "wyniknęła jako metoda walki z Radiem Maryja i prawicowymi politykami".

 

Zenon Baranowski